Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PIŁA - Dzwonią na 999 jak po taksówkę

Michał Nicpoń
Zespół karetki pogotowia ratunkowego ma od zgłoszenia maksymalnie minutę, by wyjechać na miejsce wezwania
Zespół karetki pogotowia ratunkowego ma od zgłoszenia maksymalnie minutę, by wyjechać na miejsce wezwania fot. Michał Nicpoń
Formalnie w polskim prawie nie istnieje coś takiego, jak nieuzasadnione wezwanie karetki pogotowia ratunkowego. Jak nazwać jednak sytuację, w której ratownicy medyczni pędzą w ambulansie na sygnale przez całe miasto, po to by, wystawić receptę, lub opatrzyć draśnięcie na ręce? W Pile około 30 procent zrealizowanych wezwań karetki z powodzeniem mogłoby się obyć bez jej interwencji. – Dyspozytorzy wysyłają nas, bo ludzie przez telefon kłamią – mówią pracownicy pogotowia.

Od kilku już lat nie istnieje obawa, że wzywając karetkę pogotowia niepotrzebnie, sami pokryjemy koszty jej przyjazdu. Z jednej strony zniknęła obawa, by karetkę wzywać, nawet gdy nie ma pewności, że jest potrzebna. Z drugiej jednak niekiedy karetki wzywane są w nawet najbardziej absurdalnych przypadkach. Tym bardziej że płatnicy składek, które zasilają Narodowy Fundusz Zdrowia są bardzo roszczeniowi. Płacę, to wymagam. Nie chce mi się iść do lekarza rodzinnego, to wykręcę trzy dziewiątki i za chwilę będę miał lekarza w domu.

– Nie można oczywiście uogólniać, ale takie przypadki też się zdarzają – twierdzi Monika Warżała, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Pile. – Zgodnie z ustawą jesteśmy przecież od stanów nagłego zagrożenia zdrowia i życia. Nie od leczenia kataru, czy wypisywania recepty – dodaje.
Niekiedy jednak ludzie świadomie przez telefon mówią nieprawdę.

Przykład? Proszę bardzo: Piła, godziny szczytu, dyspozytor otrzymuje zgłoszenie – mężczyzna porażony prądem. W kilkanaście sekund zespół się zbiera, karetka wyjeżdża na sygnale. Po kilku minutach na miejscu okazuje się, że mężczyzna uderzył się w łokieć i przeszedł go „prąd”. Śmieszne?

– Nie bardzo, bo w innej części miasta ktoś ma zawał, albo mdleje na chodniku. Dyspozytor pogania, bo tam naprawdę trzeba kogoś ratować. I nie jest tak, że takie wezwania zdarzają się dwa razy w roku. Nie ma tygodnia, by takie sytuacje się nie zdarzały – mówi Monika Warżała.

Nawet w takim przypadku ratownicy jednak „robią swoje” – opatrzą, zalecą wizytę u lekarza itp. Zlecenie wykonać muszą. Karetkę do zdarzenia wysyła dyspozytor, to on decyduje czy karetkę wysłać, może też odmówić wzywającemu i po prostu odesłać go, np. do lekarza rodzinnego. Dlaczego jednak dyspozytor decyduje, by wysłać karetkę, do mężczyzny, który uderzył się w łokieć?

– A nie wysłałby pan karetki do człowieka porażonego prądem? Dokładnie takie było zgłoszenie –wyjaśnia ordynator pilskiego SOR.
Jak tłumaczą się później rozmówcy z nieuzasadnionych wezwań? Najczęściej wcale, bo nie muszą, bo mieli prawo wezwać karetkę. Karetkę tak, ale nie taksówkę z ratownikami medycznymi.

– Niestety, często jesteśmy wołani tylko z tłumaczeniem, że „nie mamy jak dojechać do lekarza”. Nie chodzi o pieniądze, czy o nasz czas. My pojedziemy wszędzie tam, gdzie jesteśmy naprawdę potrzebni– podkreśla Warżała.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czarnkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto