Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sebastian Stromidło z Piły zamienił jedzenie na sport. Schudł ponad 30 kg i odnosi sukcesy

Joanna Dróżdż
Sebastian Stromidło z Piły schudł ponad 30 kg
Sebastian Stromidło z Piły schudł ponad 30 kg Archiwum prywatne
Kiedyś walczył z nadwagą, dziś rywalizuje z innymi o świetne rezultaty na zawodach sportowych. Sebastian Stromidło z Piły udowodnił, że ciężką pracą można osiągnąć spektakularny efekt!

Jeszcze pięć lat temu 39-letni dziś Sebastian Stromidło z Piły miał na swoim koncie kilkadziesiąt nadprogramowych kilogramów. Teraz pokonuje setki kilometrów na rowerze i trenuje bieganie. W październiku ukończył swój pierwszy maraton!

Powody pojawienia się nadwagi u Sebastiana były dość prozaiczne: mało ruchu i wrodzone skłonności. Na początku 2012 roku na wadze zobaczył aż 123 kilogramy. Wtedy postanowił, że coś trzeba z tym zrobić. Początki oczywiście nie były łatwe, bo, jak sam wspomina, w owym czasie problemem było niekiedy zawiązanie buta czy wejście po schodach... Nie poddał się jednak i wprowadził do swego planu dnia kilka modyfikacji.

- Przede wszystkim zrezygnowałem z wieczornego posiłku - wspomina. - Nie stosowałem żadnej specjalnej diety, ale starałem się nie podjadać, a jak byłem głodny, to zamiast jeść, piłem, wodę, sok...

Kiedy Sebastian do nowego modelu żywienia dodał ruch, waga zaczęła spadać. Wybrał rower.

- Początkowo jadąc nawet w tak niedalekie trasy, jak na przykład do Zelgniewa, musiałem robić 2, 3 postoje. Ponieważ jednak byłem wytrwały, każda kolejna wycieczka przychodziła mi łatwiej. Pod koniec 2012 roku byłem już w stanie przejechać 100 kilometrów.

Walka z efektem jojo

Każdy, kto kiedykolwiek próbował się odchudzać wie, że kiedy tylko straci się czujność, kilogramy szybko wracają i to z nadwyżką. Tego problemu akurat Sebastianowi udało się uniknąć, choć nie ukrywa, że jesienne i zimowe miesiące, zawsze sprzyjały u niego tyciu.

- Na wiosnę 2013 roku znów musiałem podjąć rękawicę i zgubić to, co zimą nie wiadomo kiedy przybyło. Przyszło mi to już jednak łatwiej, miałem silną motywację, zwłaszcza kiedy szedłem do sklepu i prosiłem o mniejszy rozmiar ubrań - dodaje.

Kolejny rok był dla Sebastiana przełomowy. Waga ustabilizowała się, a ponieważ nasz bohater na dobre załapał sportowego bakcyla, zaczęła się walka o lepszą kondycję i formę.

- W technikum nie potrafiłem przebiec bez zatrzymania 1 kilometra - mówi. - Nie miałem więc pojęcia, że drzemią we mnie takie możliwości.

Wraz z zakupem roweru szosowego, jego wyprawy rowerowe zaczęły liczyć nawet 200 kilometrów.

- Taką dłuższą wyprawę robiłem minimum raz w miesiącu, a 3 razy w tygodniu starałem się jeździć krótsze trasy - po 80 kilometrów. Już rok wcześniej dołączyłem do Pilskiego Bractwa Turystyki Rowerowej. Poznałem tam wielu fajnych ludzi, z którymi aż chciało się jeździć.

Będąc już aktywnym Sebastian zapragnął zmierzyć się z nieprzekraczalną dotąd granicą 90 kilogramów. W sierpniu 2014 r. po raz pierwszy ruszył na trening biegowy.

- Na początek założyłem sobie, że przebiegnę 1,5 km, udało się aż 6 i nawet nie byłem tak zmęczony, jak myślałem - wspomina.

To zachęciło go do regularnego biegania. Odkrył, że jest to też sposób na to, żeby utrzymać wagę zimą.

- Kiedy zacząłem startować w zawodach biegowych, pojawił się kolejny bodziec, aby nie zaniedbywać treningów. Uzyskiwane czasy były bowiem coraz lepsze - opowiada. - Najpierw wybierałem biegi do 10 km, w 2015 roku po raz pierwszy wystartowałem w Półmaratonie Philips’a. Poszło mi nawet lepiej niż zakładałem, na dodatek po biegu na wadze zobaczyłem 79 kilogramów...

Na pewien czas Sebastian dołączył też do grupy biegaczy 4Run. To dzięki nim, jak mówi, podpatrzył, co jeszcze może poprawić w technice.

Przebiec maraton...

Zmierzenie się z królewskim dystansem jest marzeniem, ale i prawdziwą próbą dla wielu biegaczy. Nie każdy może tego dokonać. Sebastianowi się udało. Na trasie, mimo dobrego przygotowania kondycyjnego, czekała go prawdziwa walka ze swoim organizmem - po 33 kilometrze, co jakiś czas, łapały go bolesne skurcze, musiał robić przerwy... Pomimo tego nie poddał się i dotarł na metę po 3 godzinach i 39 minutach. Radość nie do opisania!

Sebastian nie ukrywa, że to nowe, przez jakiś czas skrywane „chude ja” bardzo mu odpowiada.

- Żyje mi się po prostu... lżej. Jestem radośniejszy, mam więcej energii. Na przyszły sezon mam dużo ambitnych planów, przede wszystkim jednak chcę czerpać radość z tego, co robię.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czarnkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto