Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Seria napadów na kobiety w Starej Łubiance. Wójt apeluje o spokój, by nie doszło do samosądu

DB
Mieszkańcy Starej Łubianki spotkali się z policjantami, by dowiedzieć się czegoś o napastniku
Mieszkańcy Starej Łubianki spotkali się z policjantami, by dowiedzieć się czegoś o napastniku Dorota Bonzel
Nieznany mężczyzna napada na kobiety w Starej Łubiance. 17-latka w ciężkim stanie w szpitalu.

Ktoś napada na kobiety w Starej Łubiance. W ciągu tygodnia doszło do trzech ataków, po jednym z nich 17-letnia dziewczyna w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Mieszkańcy są przerażeni. Zarzucają policji, że nic nie robi, a na dodatek nie można się z nią skontaktować. Sytuacja jest nerwowa.

Po raz pierwszy nieznany mężczyzna zaatakował w poniedziałek. Ofiarą była uczennica miejscowego Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych. Mężczyzna podszedł do nastolatki i zaczął się przed nią obnażać. Dziewczyna zdążyła uciec. Do drugiego ataku doszło w środę, po godzinie 17., na ulicy Łąkowej. 17-latka została napadnięta i brutalnie pobita. Leżącą, nieprzytomną dziewczynę zauważył ktoś z mieszkańców. Trafiła do szpitala w Pile.

W czwartek wieczorem napastnik znów zaatakował, ale ofiara zdążyła uciec. Po tym ataku jednak nie wytrzymali już mieszkańcy. Mężczyźni zaczęli gromadzić się pod remizą, uruchomiono syrenę straży pożarnej. Ludzie zorganizowali się w grupy i ruszyli na patrol

- Ludzie chcieli sprawdzić ulice, pustostany, aby zobaczyć, czy nikt tam nie śpi. W ten sposób chcieliśmy zwiększyć naszą czujność i ostrzec innych- tłumaczy Piotr Fester, komendant OSP ze Starej Łubianki.
We wsi wybuchła panika. Po zmroku na ulicach nie było prawie nikogo.

- Boję się sama wychodzić, wieczorami siedzę w domu, ale w ciągu dnia człowiek też nie jest bezpieczny, bo w poniedziałek napastnik zaatakował dziewczynę rano, kiedy szła do internatu - mówi młoda mieszkanka Starej Łubianki.

W piątek po południu w remizie OSP odbyło się spotkanie mieszkańców z policją z Szydłowa. Funkcjonariusze, zamiast uspokoić sytuację, skrytykowali impulsywną reakcję ludzi.

- Cieszę się, że chcecie pomóc policji, ale obawiam się, żeby nie doszło do sytuacji, że zostanie poturbowany niewinny człowiek. Nie chodźcie po ulicach, bo spłoszycie napastnika. Będziecie myśleli, że jest już spokój, a on po dwóch tygodniach znów zaatakuje. Obserwujcie, informujcie policję, bo każdy sygnał jest dla nas ważny, ale nie próbujcie wyręczać policji - mówił do zebranych w remizie asp. Leszek Przybylski, kierownik posterunku policji w Szydłowie.
Funkcjonariusze zarzucili też mieszkańcom, że włączają się do akcji, a nawet nie wiedzą, kogo szukają.

- Wiemy tylko, że sprawca poniedziałkowego ataku miał około 180 centymetrów wzrostu, był ubrany w zieloną bluzę z kapturem i ciemne spodnie. Nie mamy nawet pewności, że w środę napadł ten sam mężczyzna - tłumaczył policjant.

Ludzie nie do końca jednak uwierzyli, że policja jest w stanie sama schwytać sprawcę.

- Wcale was nie widać na ulicach, dodzwonić się do was nie można, bo telefon macie zepsuty. Kiedy w środę pobito dziewczynę, zdążyła przyjechać karetka, ratownicy udzielili pierwszej pomocy i zabrali 17-latkę do szpitala, a was jeszcze nie było, choć z Szydłowa jest kawałek. Nawet nie poszliście do szkoły, by porozmawiać z dziećmi i powiedzieć im, jak mają się zachować - krzyczeli oburzeni mieszkańcy.

Choć aspirant Przybylski zapewniał, że policjanci we wsi są i działają, nie uspokoił tym mieszkańców. Ludzie wciąż się boją i zastanawiają, kiedy nieznany sprawca znów zaatakuje i na kogo padnie tym razem.

W sobotę mieszkańcy na chwilę odetchnęli z ulgą. Policja zatrzymała mężczyznę podejrzanego o napady na kobiety. Radość trwała krótko.

- Mężczyzna został wypuszczony, bo okazało się, że nie miał nic wspólnego z napadami - informuje Tomasz Wojciechowski z pilskiej policji.
To był już drugi zatrzymany w tej sprawie. Pierwszy mężczyzna został zatrzymany w środę, ale on też został wypuszczony.

Wieś nadal się boi...

Dariusz Chrobak, wójt gminy Szydłowo

Po atakach otrzymałem mnóstwo telefonów od oburzonych mieszkańców. Ludzie byli źli, że nie mogli dodzwonić się na posterunek w Szydłowie. Faktycznie, od blisko dwóch miesięcy na posterunku nie działa telefon, ale jest przecież jeszcze numer alarmowy 997 i 112.

Sprawdziłem i te dwa numery działają, bez problemu można się skontaktować z dyżurnym. To mimo wszystko jednak skandaliczna sytuacja, że na policji nie działa telefon, nie można skontaktować się z kierownikiem posterunku czy ze swoim dzielnicowym. W sytuacjach zagrożenie nie zapominajmy jednak o numerach alarmowych i uczmy też dzieci, że w razie niebezpieczeństwa mają dzwonić na 997.

W sprawach napadów na kobiety jestem przez cały czas w kontakcie z policjantami. Radzę mieszkańcom, żeby sami się nie organizowali. W przypływie emocji może dojść do samosądu i mogą być z tego problemy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto