Paszko, jak każdy Polak, śledził czerwcowe wydarzenia w telewizji. Widział ogrom nieszczęścia, ale wtedy jeszcze nie myślał, by samemu wsiąść w samochód i pojechać z pomocą. Jako trzcianecki radny na sesji rzucił jednak pomysł, by zebrać dla powodzian trochę grosza. Ale radni tematu nie podjęli. Upłynęło trochę czasu i ta bezczynność nie dawała mu spokoju. W końcu pojechał do Sandomierza, na dwa dni.
- To był taki rekonesans. Byłem przerażony tym, co zobaczyłem. Prawobrzeżny Sandomierz wyglądał jak po przejściu trąby powietrznej. Ludzie nie nadążali ze sprzątaniem. Tragedia.
Gdy wrócił zorganizował w Trzciance akcję. Pogadał z miejscowym proboszczem, który z ambony zachęcił parafian do przynoszenia artykułów spożywczych dla ofiar powodzi w Sandomierzu. I odzew był. Ludzie zaczęli znosić słodycze, olej, mąkę, no wszystko to, co ma dłuższy termin przydatności do spożycia. Mało, do akcji przyłączyły się jeszcze dwie miejscowe hurtownie: Haven i Astra. No i uzbierało się ponad 300 paczek. Zbigniew Paszko z kolei, jako właściciel masarni dał to, co mógł, czyli świeże wędliny i mięso. Zapakował je także do 330 paczek i 19 września ruszył z darami do Sandomierza. Zanim jednak wyruszył w podróż, wszystko wcześniej dokładnie zaplanował.
- Nawiązałem kontakt ze stowarzyszeniem przyjaciół miasta "Kocham Sandomierz". To na ich stowarzyszenie przekazałem dary, żeby nie było, że omijam jakieś podatki - tłumaczy.
Ale postawił warunek, chciał osobiście wręczać dary, każdemu z osobna. I stowarzyszenie przygotowało listę potrzebujących oraz ludzi, którzy towarzyszyli mieszkańcowi Trzcianki w przekazywaniu darów.
- Chodziłem od domu do domu. Sytuacja w Sandomierzu jest cały czas tragiczna. Idzie zima, większość domów nie jest odbudowanych. W niektórych nadal nie ma szyb w oknach, ludzie mieszkają na betonie, nie mają za co kłaść podłóg. Wiele domów popłynęło. Ludzie śpią w oborach ze świniami za ścianą z suporeksu... - opowiada.
Można sobie wyobrazić, z jakimi uczuciami powodzianie przyjęli przybysza z dalekiej Trzcianki.
- Płaczące kobiety nie robią już takiego wrażenia. Ale kiedy 60-letni mężczyzna odbiera paczkę i płacze krokodylimi łzami, to trudno to znieść - mówi Zbigniew Paszko, który w listopadzie zamierza jechać do powodzian kolejny raz. Chce ponownie zachęcić radnych do pomocy, by złożyli się chociaż po 100 złotych. Może się uda.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?