Dwa samoloty: Zodiac i EuroStar, koledzy piloci, motolotniarze, członkowie polskich aeroklubów z całego kraju, znajomi i rodzina po raz ostatni pożegnali w sobotę Romana Kapczyńskiego; z największymi honorami. To pierwszy motolotniarz w Pile, mentor wielu młodych pilotów. Doświadczeniem przewyższał tu niemal każdego.
W miniony poniedziałek do godziny 17. wszystko było jeszcze po staremu. Umówione loty, zaplanowane spotkania z kolegami. Tragiczne zdarzenia rozegrały się późnym popołudniem, na jednej z posesji na pilskim Motylewie. Niedługo później wszystko było już jasne. "Tragedia na podwórku, 46-letni motolotniarz zginął od uderzenia śmigłem" - dramatyczną informację powtarzały lokalne gazety, telewizje i portale internetowe. "Medycy nie mieli szans, by uratować poszkodowanego".
"Lotnicza polska" (ogólnopolski portal internetowy miłośników lotnictwa) wiedziała o śmierci Romana może pół, może godzinę po wypadku. Przeszło pół tysiąca odsłon w trzy godziny, jak informacja zaistniała na portalu. Wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy. Spadł? Pytali z nadzieją koledzy, odbierając telefony. Gorzej...
Co tak naprawdę wydarzyło się w Motylewie? Koledzy są pewni: to zbieg wielu nieszczęśliwych wypadków, które razem doprowadziły do najgorszego z możliwych finałów. W ciągu ostatnich dni dyskutowali już o tym wiele razy. Ktoś dopowiedział nowy szczegół, ktoś inny po raz kolejny zapytał, jak to się mogło stać.
Na posesji w Motylewie Roman z kolegą regulował silnik używanej motolotni. On trzymał maszynę. Zaciął się gaz, silnik nie mógł zejść z wysokich obrotów. Wózka motolotni (bez dopiętego skrzydła) nie dało się utrzymać. Roman stracił równowagę, przewrócił się, wózek z silnikiem ruszył, przejechał przez niego, śmigło silnika kilkakrotnie raniło go...
Zawsze mocno dbał o bezpieczeństwo i to potwierdzi chyba każdy. Niektórzy twierdzą nawet, że trochę przesadnie. Przed lotami potrafił przychodzić do hangaru trzy godziny wcześniej i sprawdzać każdą śrubkę. Takiego pamiętają go koledzy, dlatego zachodzą w głowę, czy teraz było inaczej, a jeśli było, to dlaczego? Odpowiedzi na te pytania szuka również pilska prokuratura, która prowadzi postępowanie w tej sprawie.
"To się czuje, to się wie" - tak mawiał, gdy ktoś "niewtajemniczony" dopytywał o techniczne szczegóły sztuki latania. On latanie czuł, on latać kochał. Nad wyraz aktywny, dowcipny, zawsze uśmiechnięty, z głową pełną pomysłów - takim pamiętają go wszyscy. Teraz zostały setki zdjęć "nad chmurami", niezliczone ilości filmów z lądowania motolotnią na zamarzniętym jeziorze w Trzciance, na pilskich Płotkach i czarno-biała fotografia na grobie Romka.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?